Rozpoczął się proces strażaków za akcję ratunkową na Jeziorze PowidzkimPrzed sądem w Słupcy stanęli strażacy oskarżeni o nieumyślne przyczynienie się do śmierci Marty Nowak i Sebastiana Rożka, żeglujących po Jeziorze Powidzkim w maju dwa lata temu. Proces z pewnością potrwa długo, strażacy nie przyznają się do winy, a do przesłuchania jest jeszcze ponad 40 osób.
Śmierć w wodzie
Przypomnijmy sprawę. 1 maja 2011 roku grupa znajomych wybrała się na rejs po jeziorze w Powidzu. W pewnym momencie łódź się przewróciła, a w kabinie została jedna osoba – 24-letnia Marta Nowak, która bała się zanurkować by wydostać się z łodzi. Dziewczyna zadzwoniła po pomoc. Dyspozytor wysłał na miejsce jednostki ratunkowe. Mimo podjętych działań nie udało się uratować 24-latki z Turku, a także jej partnera 32-letniego Sebastiana Rożka, który próbował jej pomóc.
Akcja ratunkowa wywołała prawdziwą burzę. Rodziny zmarłych od samego początku śledztwa zarzucają strażakom błędnie przeprowadzoną akcję ratunkową. W momencie zdarzenia rodzin nie było na miejscu.
Po niemal dwóch latach postępowania Prokuratura Okręgowa w Koninie oskarżyła Mariusza P. – dyspozytora z KP PSP w Słupcy, a także Andrzeja K., dowódcę jednostki OSP Ostrowite. Strażakowi z Państwowej Straży Pożarnej zarzuca się nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia dwóch osób – zdaniem prokuratury Mariusz P. po otrzymaniu zgłoszenia niewłaściwie ocenił to zgłoszenie, niewłaściwie zadysponował siły i środki i dokonał rozpoznania sytuacyjnego, a także nie wykorzystał szansy na dokładne ustalenie miejsca skąd zgłoszono o wypadku. Andrzeja K. oskarżono o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia dwójki osób – zgodnie z twierdzeniem prokuratury – podjął on błędną decyzję o holowaniu łodzi do brzegu, przez co zlikwidowana została poduszka powietrzna w kabinie.
Zrobiliśmy wszystko
Atak ogólnopolskich mediów na słupecką straż był ogromy. Dziennikarze od początku skazywali strażaków, grając na emocjach odbiorców. Jak mówił nam wówczas Dariusz Różański z Komendy Powiatowej Policji w Słupcy – Co z tego, że każdej stacji po kolei tłumaczyłem zasady działania takich akcji, metody postępowania, skoro wycięto z moich wypowiedzi to co akurat było w materiale potrzebne. Wyrwane z kontekstu zdania bez ładu i składu. Sporo czasu poświęcono natomiast wersji świadków zdarzenia.
Dariusz Różański wyjaśniał nam, że strażacy na przeprowadzenie akcji i podjęcie decyzji mieli tylko kilka chwil. Dla wielu kontrowersyjnym zachowaniem strażaków ze Słupcy i Ostrowitego było także odmówienie udzielenia pomocy przez nurków z Łodzi, którzy twierdzili, że mają niezbędne przeszkolenia i sprzęt. – My nie mamy prawa zabierać osób postronnych, nawet gdyby faktycznie miały wszystkie odpowiednie dokumenty i sprzęt. W momencie, gdybyśmy zabrali ich ze sobą, bierzemy za niego odpowiedzialność. Działaliśmy pod presją czasu, nie mogliśmy wiedzieć czy mówi prawdę, jak bardzo jest doświadczony. Co by było gdyby podczas akcji coś mu się przytrafiło?
„Moi klienci są niewinni”
Podczas pierwszej rozprawy sądowej oskarżeni odmówili składania zeznań w sprawie. Zaznaczyli, że będą odpowiadać tylko na pytania swojego obrońcy. Podczas rozprawy adwokat nie spytał o nic. Jak powiedział nam po rozprawie mecenas Dariusz Młyńczak – Moi klienci są niewinni. Zarzuty moim klientom zostały przedstawione na sam koniec postępowania przygotowawczego, które zajęło prokuraturze prawie dwa lata czasu gromadzenia materiału dowodowego. My praktycznie nie mieliśmy żadnych możliwości by uczestniczyć w tym postępowaniu i nie mieliśmy żadnego wpływu na wynik tego postępowania i na kształtowanie tego postępowania. Te możliwości dopiero się przed nami otwierają tutaj przed sądem.
Oskarżeni czekają na zeznania świadków, które według mecenasa Młyńczaka, rodzą więcej wątpliwości niż konkretnych informacji. – Dzisiaj byli przesłuchiwane osoby, które nie były bezpośrednimi świadkami. Pewne informacje mają z drugiej ręki. Materiał nie jest jednoznaczny, wręcz przeciwnie, daje nam bardzo dużo możliwości. Nie mamy wątpliwości, że uda się strażaków całkowicie oczyścić z zarzutów.
Zawinili strażacy?
Rodziny zmarłych – Marty Nowak i Sebastiana Rożka nie mają wątpliwości kto zawinił. Jak mówi mieszkająca w Pile mama Sebastiana, Alicja Rożek – Uważam, że strażacy powinni być rozliczeni ze swojego postępowania i z przeprowadzonej akcji ratowniczej. Znamy opinie różnych biegłych i wiemy, że nasze dzieci by żyły, gdyby akcja była przeprowadzona inaczej. Nasze dzieci żyły w momencie przybycia straży na miejsce. Mogli żyć nadal i cieszyć się życiem. Strażacy zmarnowali dwoje wspaniałych ludzi, którzy mieli całe życie przed sobą. Rozwijali się i byli w pełni wartościowymi obywatelami Polski. Moje zdanie jest takie, że najlepsze efekty strażacy mają tylko w zawodach sportowych, a nie w akcjach ratowniczych. My nie mamy nic do ukrycia, to strażacy powinni odpowiedzieć za śmierć naszych dzieci. Znamy tą sytuację tylko z przekazu innych świadków i z informacji, które przeczytaliśmy w opiniach biegłych. Świadkowie muszą dużo powiedzieć o tym zajściu.
Bartosz Rożek, brat Sebastiana o zdarzeniu dowiedział się w poniedziałek drugiego maja. Jak twierdzi, nie uzyskał żadnych konkretnych informacji od policji – Po spotkaniu i rozmowie z uczestnikami zajścia dowiedziałem się, że w ich opinii doszło do wielu uchybień, a cała akcja była prowadzona w sposób zły. Poddawali pod wątpliwość skuteczność i prawidłowość działań. Mój brat posiadał patent żeglarski, legitymację WOPR i ratownika wodnego.
Chaos informacyjny
Rodziny Sebastiana i Marty przybyły do Słupcy dzień po wypadku. Alicja Rożek o zdarzeniu dowiedziała się z telewizji – Gdy rano wstałam, włączyłam telewizję i na pasku na dole przeczytałam informację. Dzwoniłam do Sebastiana, do Marty, ale nie odbierali. Syn Bartek próbował mnie uspokoić. Dowiedziałam się, że osobą która na pewno przeżyła był Przemysław L. Wtedy doszło do mnie, że mój syn stracił życie. Pod komendą policji w Słupcy powiedziano mi, że osobami, które nie żyją, jest Sebastian i Marta. Mam duże pretensje, że przez cały dzień po wypadku nikt nami się nie zajął, na komendzie policji panował ogromny chaos. Był taki bałagan, że w pewnym momencie zażądałam rozmowy z komendantem, ale z tej rozmowy też nic nie wniknęło. Nikt nic nie chciał nam powiedzieć.
Alicja Rożek po wypadku nie miała też kontaktu z oskarżonymi, ani z innymi osobami biorącymi udział w akcji ratunkowej. Jak mówi rozżalona matka Sebastiana Rożka – Mój syn był w stanie dwukrotnie wejść do kabiny, a straż tego nie zrobiła. Chciał pomóc nurek, ale strażacy nie pozwolili…
Andrzej Rożek, ojciec Sebastiana, nie poznał od razu szczegółów wypadku. Rodzina zatajała przed nim prawdę, bojąc się o jego stan zdrowia. Wiedział tylko jedno – jego syn nie żyje.
Siostra Marty Nowak, Monika powiedziała w sądzie, że jej siostra pojechała na weekend do Poznania. 29 kwietnia widziały się po raz ostatni. O wypadku dowiedziała się w poniedziałek rano, gdy zadzwonił do niej wspólnik Sebastiana. – Telefon wydawał mi się żartem, nie do uwierzenia. Mój mąż policjant był już jednak wtedy w Słupcy. Potwierdził wszystko, widział Martę i Sebastiana w prosektorium.
Ojciec Marty, Henryk, nie przybył na sprawę. Jego była żona i córka twierdzą, że jego stan zdrowia nie pozwala na przyjazd do słupeckiego sądu. Jak mówi Monika Nowak – Tato po prostu nie chce spojrzeć w oczy tym panom, którzy są oskarżeni.
Sędzia przewodnicząca wyznaczyła trzy terminy rozpraw na sierpień. Sprawę będziemy monitorować na bieżąco.