To co wydarzyło się w piątkowy wieczór w Słupcy mrozi krew w żyłach. W jednym z popularnych sklepów spożywczych mężczyzna próbował popełnić samobójstwo. Tylko dzięki odwadze i szybkiej reakcji pracujących w sklepie osób nie doszło do tragedii.
Piątek (9.11) późny wieczór około godziny 23.00, popularny sklep spożywczy „Zajączek” na ulicy Berlinga. W sklepie jest pusto, nieliczni już klienci przemykają szybko po ostatnie zakupy. Nikt nie spodziewa się, że za chwilą odegrają się tu tak dramatyczne sceny. – Było już po 23, nie było mnie wtedy w sklepie, były tu na zmianie dwie dziewczyny, moje pracownice – opowiada wciąż zdenerwowana Barbara Kubiak – właścicielka sklepu. – Pan, tak koło 50-tki przyszedł do sklepu i poprosił o żyletki. Sprzedająca zapytała czy chodzi o takie zwykłe żyletki czy o maszynkę do golenia, jednorazówkę. Pan powiedział, że w sumie to dawno się golił ale poprosi o taką zwykłą żyletkę, dwie sztuki. Pracownica podała mu je a on poprosił, żeby mu jedną odwinąć z papierka, że z drugą sobie poradzi. Dziewczyny w jego zachowaniu nie wyczuły niczego dziwnego więc spełniły jego prośbę. Gdy ten pan dostał żyletkę do reki jednym ruchem podwinął rękaw i cztery razy przejechał sobie po ręce. Dziewczyny osłupiały, śmiertelnie się wystraszyły. Pan szybko wyszedł ze sklepu, jednak z pracownic, mimo że wystraszona zareagowała bardzo przytomnie i wybiegła natychmiast za nim, druga dzwoniła na policję. Dyżurny poprosił, żeby w miarę możliwości spróbować zatrzymać mężczyznę do przyjazdu służb i karetki. Jedna z pracownic zatrzymała tego mężczyznę pod Avansem i tam poczekała z nim aż zjawiała się policja i pogotowie – mówi pani Kubiak.
Więcej w najnowszym wydaniu Głosu Słupcy