Mandat się należał, czy też nie? Wielu z nas staje przed tym pytaniem, niewielu natomiast ma odwagę powiedzieć: „Nie, panowie nie macie racji”. Tą drugą opcję wybrał mieszkaniec Słupcy. O swoich sporach ze słupecką policją postanowił podzielić się z naszymi Czytelnikami.
Ale o co chodzi? Opowieść Słupczanina.
Poniżej prezentujemy scenariusz spornej sytuacji oczyma mieszkańca naszego miasta, który postanowił sprawę nagłośnić:
W miniony poniedziałek, 14 stycznia w godzinach rannych, Słupczanin kierując się ulicą Powstańców Wielkopolskich od strony jeziora słupeckiego skręcił w ulicę Ratajczaka w celu wysadzenia pasażera. Wracając ulicą zatrzymał się na linii zatrzymania poprzedzonej znakiem B20, czyli popularnym „STOP-ie”. Widząc około 2 minut wcześniej patrol policji celowo wydłużył moment zatrzymania pojazdu, aby nie pozostawić żadnych wątpliwości w prawidłowym pokonaniu tego typu skrzyżowania. W momencie rzekomego popełnienia wykroczenia policjanci wypisywali mandat innemu kierowcy. Radiowóz znajdował się w odległości około 70-100 metrów do skrzyżowania na ulicy Powstańców Wielkopolskich. Przed wjazdem na skrzyżowanie Słupczanin widział wyraźnie pochylone głowy policjantów, którzy wypisywali mandat. Jak relacjonuje dalej został on zatrzymany do kontroli drogowej; pojazd zatrzymał za radiowozem i czekał na podejście funkcjonariusza. Policjant w stopniu starszego posterunkowego bez przedstawienia się, podania własnego stopnia nakazał mu podejście z dokumentami do radiowozu; podszedł więc do radiowozu i przez zamknięte drzwi pojazdu, a jedynie przez uchyloną szybę podał wymagane dokumenty. Zapytano go, dlaczego nie zatrzymał się na STOP-ie. Słupczanin powiedział, że wykroczenia nie popełnił. W odpowiedzi policjanta usłyszał stwierdzenie: „Sugerowałbym sprawdzenie stanu zdrowia psychicznego”. W rozmowie z policjantem Słupczanin stwierdził, jeszcze nigdy nie spotkał funkcjonariusza policji, który w tak niekulturalny i wulgarny sposób próbuje wmówić wykroczenie, którego nie popełnił. Ostatecznie stwierdził, że mandatu nie przyjmie – policjant na to, że mandat musi przyjąć. Po stanowczym odmówieniu przyjęcia mandatu mieszkaniec naszego miasta zadał pytanie: „Czy zmieniły się procedury w 2013 roku i teraz wszyscy kierowcy stoją obok radiowozu podczas kontroli?” (przypomnijmy, że cała rozmowa odbywała się przez uchylone okno radiowozu – tego dnia było około -8 stopni Celsjusza). Policjant siedzący w radiowozie z uruchomionym silnikiem poinformował go, że mam stać i czekać, bo to już długo nie potrwa. Słupczanin idąc w zaparte stwierdził, że kultura tego wymaga, aby rozmawiać z obywatelem choćby przy otwartych drzwiach, a nie przez uchylone okno. Policjant bardzo się zdenerwował i burknął: „Ulżyło Ci” wychodząc z pojazdu. Napięcie rosło, zatrzymany zaczął gestykulować i po raz kolejny wyjaśniać, że zatrzymał się na znaku stop – funkcjonariusz jednak stwierdził, że ma tak nie gestykulować, bo jeżeli naruszy jego nietykalność osobistą – będzie musiał się bronić. Funkcjonariusz powiedział: „To teraz sprawdzimy trójkąt i gaśnicę”. Sprawdzane były wszystkie kierunkowskazy i światła w pojeździe. Policjant zadał pytanie dlaczego Słupczanin kieruje pojazdem, który nie jest jego własnością. Zażądano od niego dokumentu potwierdzającego użyczenie pojazdu. Zatrzymany odpowiedział, że jest współwłaścicielem pojazdu, co jest odnotowane w dowodzie rejestracyjnym. Po tej informacji zwrócono mu dokumenty. „To wszystko – możesz iść” – padło na koniec.
Więcej w najnowszym wydaniu Głosu Słupcy