Wykrzyczane na scenie MDK w Słupcy
Nigdy nie zastanawiałem się, czy ktokolwiek może rozważać zasadność stosowania kary śmierci – była to dla mnie rzecz tak oczywista i generalnie wiadoma w swojej idei, że nie przywiązywałem do tego zagadnienia większej uwagi. Do chwili pewnego spotkania, jakie miało miejsce jakiś czas temu w słupeckim Miejskim Domu Kultury. Aby nie narażać się na falę krytyki nadmienię tylko, że była to miła wizyta gościa z wielkiego świata, gdzie padło modne w niektórych kręgach hasło: „Wolę być moherem, niż Tuska frajerem”. Z uwagą wysłuchałem serii słownych pocisków, sunących w kierunku ugrupowań politycznych: tych niebieskich, tych zielonych i tych czerwonych. No i nagle padły słowa o tytułowej karze śmierci i jak to źle, że w Polsce się jej już nie praktykuje. Publika przytaknęła. Spojrzałem dookoła. Żadnych protestów. Zero. Nic. Przygotowując się do dzisiejszego tematu prześledziłem wypowiedzi prawego polityka – okazuje się, że ten sprawiedliwy wszem i wobec nosi się z tą tezą w mediach ogólnopolskich. Kara śmierci ma więcej wyznawców, niż mogłoby się zdawać. I wiecie, gdzie tkwi pierwszy błąd? Na dobry początek w nazwie: nie można mówić tutaj o „karze”, bo to stan, który trwa – mówimy tutaj przecież o „egzekucji”, która wszystko kończy.
Tego powiesimy, tamtego utopimy, a trzeciego do gazu…
Abstrahując od rodzimego wydźwięku kary śmierci (dla jasności trzymajmy się jednak tej nazwy) sam nie wiem od czego zacząć: odwołać się do ludzkiej moralności, świadomości czy do zdrowego rozsądku… bo jak możemy w cywilizowanym kraju, w rodzinie europejskiej, w czasach, gdzie mamy tak potężny bagaż doświadczenia jako naród, zastanawiać się czy można kogoś legalnie zabić czy też nie? Niżej już upaść nie można – społecznie i moralnie, jako grupa i jako jednostka. Nie chce mi się wierzyć, że gdyby przyszło do sprawczych prawnie decyzji: „Czy jest Pani/Pan za stosowaniem w Polsce kary śmierci” ktokolwiek przy zdrowych zmysłach postawiłby krzyżyk przy opcji TAK. A jednak na przestrzeni różnych lat sondaże pokazują, że co drugi Polak (gdyby to od niego zależało) bez mrugnięcia okiem posłałby człowieka na krzesło elektryczne. Skoro tak, to zastanówmy się wspólnie nad metodą: dlaczego akurat krzesło elektryczne? Może przy zaznaczeniu opcji: TAK, powinien być odnośnik: „Proszę wskazać najlepszą metodę”. Propozycje? Proszę bardzo: powieszenie, utopienie, otrucie, zrzucenie ze szczytu Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, spalenie na stosie, ścięcie na gilotynie, klasyczny topór z ręki kata, uduszenie, rozstrzelanie, pogrzebanie żywcem… a może gwóźdź programu: wbicie na drewniany słup? Praktykował to Wład Palownik, znany szerzej jako Drakula – wówczas ponoć skutkowało: legenda mówi, że w jednej z podległych mu wiosek wodę czerpano pozłacanym wiadrem i nikt nie odważył się go ukraść. Cały świat zna „doskonałą” metodę gazowania, kojarzoną (niestety) głównie z Polską. Jeśli większość z nas opowiedziałaby się właśnie za gazowaniem skazańców, państwo mogłoby znacznie zaoszczędzić – gotowe rozwiązanie stoi i czeka; zdjąć tabliczkę „Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau” i jazda: jeszcze tylko publiczna chłosta i cały ten fanatyczny motłoch mógłby się wreszcie wyżyć uśmiercając gwałciciela albo seryjnego mordercę. I wiecie co – skoro już mówimy o uczestnictwie społeczeństwa przy egzekucjach – może czas najwyższy wziąć się za prostytutki i kamienować je na ulicach? Tylko, kto jest bez winy, żeby pierwszy rzucić kamień…
O kościele i o systemie czyli w nosie miejmy piąte przykazanie
Najtragiczniejsze w tej całej sytuacji jest absurdalny fakt, że poplecznicy wiadomej opcji politycznej to ludzie bogobojni, uduchowieni, trzymający „sztamę” z biskupami, tańcujący z krzyżami na różnych placach, gotowi na kolanach iść do Częstochowy i z powrotem. Pytam się grzecznie: co z piątym przykazaniem? Rozumiecie – gdyby z takim wnioskiem wyskoczył np. „Ruch Palikota”, grupa ateistów czy osoby odseparowane od wiary chrześcijańskiej nawet bym nie śmiał wplatać do niniejszej publikacji wstawek o kościele, ale JAK MOŻNA BYĆ TAKIM HIPOKRYTĄ? No jak?! „Ale przecież Katechizm Kościoła Katolickiego mówi: Wysiłek państwa, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się zachowań, które łamią prawa człowieka i podstawowe zasady obywatelskiego życia wspólnego, odpowiada wymaganiu ochrony dobra wspólnego. Prawowita władza publiczna ma prawo i obowiązek wymierzania kar proporcjonalnych do wagi przestępstwa. Nawet Jan Paweł II pisał w encyklice, że kara śmierci tylko w ostateczności i konieczności powinna mieć miejsce” – padają argumenty. Z jaką ostatecznością mamy tutaj do czynienia? Na prawie 40 milionów osób w kraju nad Wisłą 39 milionów to gwałciciele i zabójcy? Chodzi pośród nas drugi Hitler? Wiadomym jest, że kiedy ktokolwiek z naszych bliskich pada ofiarą bestialskiego mordu, ludzkim odruchem jest chęć odpłacenia się tym samym. Na całe szczęście nie polegamy tylko na odruchach – Bóg (lub matka natura w wersji dla niewierzących) obdarzył nas czymś więcej. Wyobrażacie sobie, drodzy Czytelnicy, że w czasach, kiedy nie radzimy sobie ze służbą zdrowia, drogami, bezrobociem, mielibyśmy opracować bezbłędny system stosowania kary śmierci? No nie. Więc trzeba liczyć się z odsetkiem błędu, którego nie można już naprawić. Nie wiem, co by było gorsze – zostać „przypadkowo” posadzonym na krześle elektrycznym czy być tym, który się pomylił i ma na sumieniu śmierć niewinnego człowieka.
Filip Muszyński
Mohery, frajery, Tusk, Hitler, krzesło elektryczne, Drakula, prostytutki, Ruch Palikota… generalnie ten Pański „pseudofelieton” o kant d… należałoby rozbić. Kara śmierci? TAK. Odmówi mi Pan zdrowych zmysłów, bo nie podoba się Panu mój pogląd?
Jest piąte przykazanie,jest i drugi policzek ale jest także „oko za oko,ząb za ząb” i jak się mają te twoje wypociny do tego. Swoją drogą jak ktoś porównuje skazywanie bandytów na karę śmierci do masowego mordowania niewinnych ludzi w obozach to, wymaga on natychmiastowej pomocy lekarskiej. Osobiście uważam że kara powinna byc długotrwała,uciążliwa i nieuchronna-kara śmierci-NIE.