Poniedziałkowe „Dzień dobry!” posyłają w stronę naszych Czytelników Łukasz Nabiałek i Filip Muszyński. Powracając do nieco bardziej aktualnych wydarzeń i dla nieco ostudzenia nastrojów, towarzyszących naszym publikacjom sięgamy po temat abdykacji Benedykta XVI. Bez obaw – nie będzie wydumanych przemyśleń i głoszenia herezji. Polecamy poniższy tekst nie tylko zagorzałym katolikom…
Stolica Apostolska ogłasza
Wiadomość o abdykacji Benedykta XVI rozeszła się z prędkością światła: najpierw łupnęło w Internecie, potem w telewizji, w radio, w prasie i ostatecznie na ulicach. I to nie tylko w Watykanie, czy Europie, ale praktycznie na całym świecie. Wiadomość o abdykacji Benedykta XVI w przeciwieństwie do informacji o śmierci naszego rodaka Jana Pawła II nadała inny sens pytaniu: „Dlaczego?”. Pamiętam, że wraz z odejściem Papieża-Polaka od zachodu na wschód i w drugą stronę mieliśmy do czynienia nie tyle z masowymi spotkaniami modlitewnymi, co z prawdziwą falą teologicznej rewolucji. I to nie tylko wśród katolików, ale także wyznawców innych religii czy (co zdumiewające) ateistów. Wydarzenie to przyniosło podobny efekt, jak dla przykładu śmierć Michaela Jacksona czy Elvisa Presleya – było o nich jeszcze głośniej po odejściu niż za życia. Paradoksalnie przekaz, jaki nieśli ze sobą będąc pośród nas, dopiero znalazł tak szerokie grono odbiorców wraz z ostatnim oddechem. Przesłanie Karola Wojtyły opuściło ramy zagorzałych katolików i wdarło się do świadomości pozostałych mieszkańców naszej planety, jak woda przerywająca betonową tamę. I wracając do wspomnianego już pytania, wówczas miało ono wydźwięk typowo retoryczny. Nikt nie próbował znaleźć na nie odpowiedzi i w zasadzie nikt jej nie oczekiwał. Była to naturalna kolej rzeczy. W przypadku Benedykta XVI zadawane przez ludzi wierzących pytanie „Dlaczego?” kryje w sobie pewne niebezpieczeństwo i może prowadzić do nieoczekiwanych teorii czy wniosków.
Jak piorun w bazylikę świętego Piotra…
… tak samo łupnęło i zaiskrzyło w głowach doktora Kowalskiego, Nowakowej z warzywniaka i Malinowskiemu, który właśnie przeszedł na emeryturę. Wszystkim gałązeczkom, bardzo słabo przywiązanym do drzewa Kościoła Katolickiego malkontenci otwierają koreczki w głowie i wlewają newsy, dotyczące watykańskiej mafii, rzucają nazwiskami kardynałów, którzy „pociągają za sznurki”, przylepiają abdykującemu papieżowi łatkę buntownika, który nie chciał się poddać panującym w mieście świętego Piotra zasadom. To bardzo niebezpieczne zjawisko, które doskonale ślizga się za pomocą Internetu – dziś ludzie w średnim wieku, jak i seniorzy coraz częściej i coraz trafniej przeszukują sieć w poszukiwaniu interesujących ich treści. Problem polega na tym, że coraz ciężej odróżnić fakt od opinii. Wówczas zasiane ziarno niepewności, zwątpienia kiełkuje w głowie… a jeśli podlać je jeszcze sporą dawką teorii spiskowych, dorzucić kilka listków przepowiedni tego czy innego wróżbity wychodzi nam całkiem niezły przepis na zajęcie konkretnego stanowiska, na przyjęcie pewnej idei. A jak dowodzą badania wśród wszystkich znanych z przeszłości i teraźniejszości chorób cywilizacyjnych, najgorszą jest myśl; jeśli się raz zakorzeni w człowieku, bardzo ciężko ją wyrwać. Wiemy o tym doskonale z prasy lokalnej: „Bo tak napisali, to tak musi być – na stos z nimi!”. Na szczęście jest jeszcze coś takiego jak zdrowy rozsądek i nikłe światełko w tunelu zwane świadomością.
Czarnoskóry kardynał w bieli
Bardzo ciekaw jestem nadchodzącego wielkimi krokami konklawe, a jeszcze bardziej reakcji Polaków. Rozumiecie – kardynał protodiakon z balkonu bazyliki zaczyna: „Annuntio vobis gaudium magnum: habemus Papam (Oznajmiam wam radość wielką: mamy Papieża), Eminentissimum ac reverendissimum Dominum (Najczcigodniejszego i Najprzewielebniejszego)” itd., mówi, mówi a tu oczom całego świata ukazuje się czarnoskóry papież. Dla mnie nie ma najmniejszego problemu: mieszkaniec Azji, Afryki czy rodowity Włoch – wybrali go, to jest i tak widać być powinno. Ale dla wszystkich „klęczących pod figurą z diabłem za skórą” byłby to nie lada szok… Ręce złożone do modlitwy i lament: „Olaboga, olaboga! Koniec świata idzie!”. Śmieję się teraz od ucha do ucha skrobiąc niniejszą publikację i rozważając właśnie taki scenariusz. Zapewne spośród tak znamienitych ludzi kościoła, spośród wszystkich nacji na konklawe zjadą się najtęższe teologiczne głowy, najwytrwalsze dusze i dobre serca, które będą chciały dla ludzi wierzących jak najlepiej. I nie przebierając w kolorach skóry kolejny papież będzie na pewno prawdziwym, duchowym przewodnikiem. Jednak w przypadku kardynała czarnoskórego w Polsce mur-beton mamy masowe zawały serca. I jak przez sitko wypadną z obiegu dewotki i hipokryci. Konklawe zbiega się z szumem wobec posłanki Grodzkiej. Czyli spada na nas – biedy i umęczony naród – deszcz wymuszonej tolerancji. I tak jak wobec pani polityk pozostaję zagorzałym konserwatystą, tak kiedy biały dym będzie zwiastował nowego biskupa Rzymu mam ogromną nadzieję, że do tłumu ludzi na placu świętego Piotra i milionów przed telewizorami wyjdzie czarnoskóry kardynał w bieli.
Filip Muszyński